wtorek, 18 sierpnia 2015

Lista



To, że świat jest wioską, że wszystko musi być szybko, ostro, jaskrawo i mocno, to wiadomo  od stuleci ;). Nie ma w tym już nic nadzwyczajnego. No, może poza świrami, którzy idą pod prąd. Ja jednak dokonuję od jakiegoś czasu obserwacji, że...
oprócz tego wszystkiego, żyjemy w świecie list. Gdzie nie zajrzę tam lista. 3 rzeczy na to, 5 sposobów na tamto, 10 mustheavów, # powodów... Same cudowne zestawienia i receptury :).

Też to widzicie, czy to ja jestem przewrażliwiona i się czepiam? Fakt, nie ma w tym nic złego, jasna sprawa, ale dla mnie to synonim pigułki, w której żyjemy. Wszystko musi być skondensowane i oczywiste. Bez wysiłku, bez myślenia, gotowce, gotowce, wszędzie gotowce. Jest to dla mnie też oznaka pewnej nijakości. Nie chcę nikogo urazić, broń Boże. Chodzi mi raczej o to, że w większości tych postów brakuje mi subiektywnego zdania osób, które tworzą listy. Wymieniają bez końca świetne zestawy postępowania lub posiadania, rzadko kiedy natomiast widzę informację o tym skąd te rewelacje. Wymyślone? Przepisane? Zasłyszane? Rozumiecie o co mi chodzi? Z chęcią przeczytałabym listę czegoś tam, stworzoną na bazie doświadczenia autora tekstu. To byłoby dla mnie wiarygodne i przekonujące, a tak? Jak mam dawać temu wiarę? 

No cóż takie czasy pani, że trzeba mieć na wszystko gotowy przepis, bo inaczej człowiek gubi się w morzu możliwości ;). 

Serio nie chcę nikomu dokuczać tym postem. Po prostu mnie to uderza, bo nawet na moich ulubionych blogach zaczyna królować ten trend. Czyli prawo rynku jest bezlitosne. Jaki popyt taka podaż. A ja siedzę jak osioł i zamiast czytać, jak dotąd, o czyiś doświadczeniach i się nimi inspirować, czytam listy, spisy i litanie. 

Ogłupiło mnie to do tego stopnia, że chcąc napisać posta o powodach, dla których, moim zdaniem, warto mieszkać poza miastem, zaczęłam od wymyślania tytułu w tym samym stylu. Wychlastałam się więc po gębie i zanim o mieszkaniu, postanowiłam napisać o tym co mnie ostatnio zaskakuje i niezbyt cieszy w blogsferze. 

A Ty, mój Najukochańszy Czytelniku, masz jakieś zdanie na ten temat? A może coś innego Cię zadziwia, raduje lub smuci w blogach, na które zaglądasz? Z chęcią podyskutuję :)

10 komentarzy :

  1. Mam u siebie kilka list, tak jak już tam właśnie pisałam: łatwo się je pisze, jeszcze łatwiej czyta, bo niewymagający czytelnik zerknie na same nagłówki i już coś wyniesie, a bardziej dociekliwy przeczyta ten dodatkowy akapit czy dwa do każdego elementu listy.

    Wszystko zależy jednak od tematyki, bo "3 sposoby na ciasto bez zakalca" czy "5 sposobów jak wstać rano z łóżka" to oklepane tematy, gdzie w każdym miejscu przewijają się dokładnie te same rady.
    Swoje listy opieram więc na własnych doświadczeniach czy upodobaniach, głównie są to filmy, skategoryzowane trochę w mniej oczywisty sposób - czyli "mało znane filmy, które warto obejrzeć" albo "złe filmy, którym warto dać szansę". Każdy wpis zaczyna się od wyjaśnień dlaczego tak a nie inaczej, jakie jest kryterium, każdy element z listy jest też opisany, trochę fabularnie, czym mnie urzekł, a przy złych filmach jest jeszcze podział na grę aktorską, realizację i fabułę, żeby ludzie wiedzieli gdzie ten film kulał najbardziej.

    Ale zgodzę się, jak widzę blogi gdzie większość tytułów to "X sposobów na Y" albo "X rzeczy, które Y" to tracę szacunek do autora, bo to się naprawdę łatwo pisze, szczególnie szukając w internecie info po konkretnym tytule.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie o to mi chodzi. O takie klepanie dla klepania. Jakoś miałam ostatnio pecha trafiać na takie bezduszne ;) wpisy. Listy poparte doświadczeniem i własnymi spostrzeżeniami są jak najbardziej godne przeczytania. I takie lubię i szanuję ich twórców, tylko że ostatnio jakoś mi giną wśród tych wszystkich iksów i igreków :D

      Usuń
    2. No to właśnie chyba różnica między pójściem na jakość a na ilość. Bo listę "10 moich ulubionych filmów/książek/seriali" z przyjemnością przeczytałabym u każdego, na "10 filmowych hitów wszech czasów" raczej bym już nie kliknęła.

      Usuń
    3. Otóż to Angelika :) Tak jak pisałam, ja chętnie poczytam o kimś, o jego myślach i spostrzeżeniach, ale powielane w nieskończoność "rewelacje" mnie odrzucają. Kilka dni temu trafiłam na bloga, który składał się wyłącznie z list. Każdy post był listą czegoś tam. Nie weszłam w ani jeden post, żeby go doczytać, bo mnie po prostu zemdliło. Nasunęło mi się pytanie, czy autorka jest naprawdę tak mądra i ma wiedzę z niemal każdej dziedziny(sądząc po tytułach), czy zwyczajnie powiela, albo nie wiem co jeszcze. Śmieszny ten trend...

      Usuń
  2. Rzadko robię listy... a gdy są ... były do tej pory 2 to moje osobiste listy lubisie albo coś w tym stylu - zdecydowanie moje subiektywne, zazwyczaj z dowcipem :) Sama nie lubię list na poważnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to właśnie jest wartość na blogu. Dlatego Cię czytam :)

      Usuń
  3. to rzeczywiście zrobiło się modne i nagminne.Przemyślałam,czy ja też jestem autorką jakichś list i skonstatowałam,że i owszem,ale są to najczęściej listy sprawunków-za każdym razem inne,nie skopiowane znikąd,wynikające z moich potrzeb i....sklerozy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Listy tak, ale poparte doświadczeniami autora. Chyba takie zresztą przeważają, przynajmniej te, które czytamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywa i tak i tak. Ja ostatnio trafiam głównie na takie zapychacze niestety.

      Usuń

Ogromnie mnie ucieszy jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :)