poniedziałek, 19 stycznia 2015

Resztki część druga

Dziś znów u nas resztki :) a to wszystko przez to, że poprzedni post wyszedł mi niechcący z kilkudniowym opóźnieniem. Właściwie nazywam to pieszczotliwie jedzeniowym recyclingiem.
Dziś z porosołowych warzyw wyszły pyszne placuszki. Wszystko co było w zupie plus kilka wczorajszych ziemniaków plus cebulka i dwa ząbki czosnku, hop do maszynki. Zmieliłam. Do tego suszone ziółka, jajo i odrobina mąki. Na patelnię, olej, kilka minut i...pyyycha!
Do tego miła duszy lektura i jest cudnie :)
Mam tylko nadzieję, że mama, która całe życie mi powtarzała, że przy jedzeniu się nie czyta, nie zmarszczy brwi po przeczytaniu ostatniego zdania :)
Smacznego!



niedziela, 18 stycznia 2015

Resztki obiadu na kolację :)



Kto zjada ostatki, ten piękny i gładki... znacie to? Dziś będzie właśnie o resztkach.
Ale zanim o tym, to muszę się przyznać, że kiedyś byłam strasznym mięsożercą. Uwielbiałam mięcho pod każdą postacią. Obiadek bez czegoś z czego małe dzieci bezbłędnie robią kulki? No way! Nigdy też nie kontemplowałam losu takich, dajmy na to, warzyw potrzebnych do wyprodukowania rosołu, sosu, albo jeszcze czegoś innego. Ważne było mięsko, a tzw. zielenina? Bach do kosza. I taki los spotykał w moim domu wspomniane resztki.

piątek, 2 stycznia 2015

Witamy na świecie

I tak oto minęło te kilka miesięcy oczekiwania. Pyk i już. Nie ma dziecka, jest dziecko. Czas gnał mnie przez tę ciążę jak szalony. Nie dawał chwili wytchnienia. Byłam bez szans. Nie była to ciąża z gatunku tych "kontemplowanych". Była przegoniona, przelatana. Biegiem, biegiem, jeszcze to, jeszcze tamto. Dzieci do przedszkola, dzieci z przedszkola, obiad, praca, studia. A w tym wszystkim jeszcze pewna ilość prac wykończeniowych w domu, których realizację postawiliśmy sobie za cel do osiągnięcia przed narodzinami maluszka. Jednym słowem - sajgon. Pod koniec byłam już tak zmęczona, że...