Zawsze, ale to zawsze chciałam opisać tą historię. Odkąd się wydarzyła. I proszę, Ula w tym miesiącu daje mi cudną okazję w Wyzwaniu Blogowym.
***
Była sobie zakochana dziewczyna. Zakochana bez pamięci. Zakochana tak bardzo, że aż trudno sobie wyobrazić taką miłość. Gdy on pojawiał się w pobliżu, drżała, traciła oddech, a oczy zachodziły mgłą...
Miłość ją odurzyła, pozbawiła wzroku i słuchu. Pokonała wszelkie zdroworozsądkowe zabezpieczenia. Obnażyła ją. Wydała na na jego łaskę i niełaskę. Bezbronną, ufną, pełną nadziei i wiary, że to już na zawsze...
Sen trwał kilka miesięcy. Któregoś dnia spadła zasłona. Okazał się. W pełnej swojej małości i nijakości. Zdradził go banał, położył kres nieskończoności.
Psychopata? Może potrzebuje pomocy? Na pewno się zmieni, skoro tak mówi. Każdy zasługuje na drugą szansę. Tak zapewniał, tak prosił i skomlał.
Uwierzyła.
Kolejny raz. Wielki huk. Otrząsnęła się. Nie mogła tak. Koniec.
Serce rozsypane na milion kawałków. Myślała, że nigdy już nie wróci na swoje miejsce.
Jak łatwo przekroczyć granicę obłędu? Jak łatwo uwierzyć, że nie ma już nic świętego, skoro to co było najświętsze okazało się najbardziej plugawe?
Łatwo.
Depresja? Może. Raczej nie. Raczej głęboki szok. Szok, że można tak doskonale być kimś kim się nie jest.
Dni. Tygodnie. Miesiące. Nic.
I iskra. Światełko nadziei.
Przypadkiem znalazła ogłoszenie w gazecie o rejsie. Morze...Wielka tajemnica, nieznane, wielkie pragnienie zrealizowania marzeń. Szybki strzał. Telefon odbiera facet - kapitan, i zdziwiony pyta o jaki rejs chodzi. On, owszem organizuje rejs, ale dla przyjaciół. Nie wie jak to ogłoszenie znalazło się w gazecie. Najwyraźniej znajomy z działu ogłoszeń, źle go zrozumiał, bo miało być tylko o szkoleniach. I choć gość chwilę z nią pogadał, wypytał kim jest, co robi, czy zna się na rzeczy, to rozmowa skończyła się niczym. Taka karma - pomyślała.
Dwa tygodnie później. Telefon. Kapitan.
Mówi, że ktoś jednak wypadł z załogi i czy ona nadal chciałaby płynąć.
Tak, tak, tak!!!
Wyznaczył termin spotkania zapoznawczego.
Maj. Słońce. Siedzą oni. Żeglarze. Sami faceci w średnim wieku. Słabo - pomyślała. Nie, jest jeden młody. Długie włosy, gitara w rekach. O! Jest też jedna dziewczyna. Uff.
Przejęta spotkaniem, nowym, nie zapamiętała nawet twarzy.
Dwa miesiące później.
Gdynia. Dworzec PKP. Świt.
Wysiada na peron z chłopakiem od gitary. Okazało się, że jechali tym samym pociągiem.
W porcie kapitan prezentuje łajbę. Cudna. Stara, drewniana łódź regatowa. Z duszą.
Rejs. Choroba morska. Na szczęście jeden dzień. Szybko wróciła do formy. Chłopak od gitary zadbał o nią w tym czasie. Przydzieleni razem do wachty. Właściwie cały czas razem. Dwa tygodnie na 25 metrach kwadratowych. Poznali się dobrze. Spędzali wspólnie czas w portach. Wiadomo, podobni wiekiem, kilka rzeczy ich łączyło. To było aż zbyt oczywiste. Pod koniec wiedziała, że jeśli już, to tylko z kimś takim mogłaby w życiu być...
Powrót. Nic.
Chłopak od gitary miał niedokończone sprawy.
Taka karma - pomyślała.
Oblany egzamin. Powtórka letniego semestru. Co zrobić z zimowym?
Hiszpania.
Podszkolę język i jak wrócę na pewno zdam tą cholerną gramatykę - przekonywała sama siebie.
Walencja. Trójka dzieci pod opieką. Dni umykały jeden za drugim. Wszystkie takie same. Nie miała ochoty ani motywacji, żeby poznawać ludzi.
Jakiś mail. Serce załomotało. Chłopak od gitary pisał, że jej szuka. Że pamięta maila tylko do małpy, więc wysyła wszędzie. A nuż, ją znajdzie. Tęsknię i wspominam - pisał. Teraz? Po tylu miesiącach? Daj spokój...
Po miesiącu od przyjazdu, pracodawcy organizują spotkanie. Trzech synów przyjaciół. Ich dziewczyny i znajomi. Otworzyła się. Uśmiechnęła do świata.
Wróciła świetnie mówiąc po hiszpańsku. Wróciła, a za nią duszą podążył pewien ktoś. On kochał. Ona chciała kochać.
Nie umiała.
Maj. Telefon. Kapitan.
Na 25-lecie kariery żeglarskiej organizuje rejs. Chce, żeby ona jechała. Trzy tygodnie. Finlandia.
Rozmarzyła się...
Spotkanie zapoznawczo-organizacyjne. Znów sami faceci. Tym razem naprawdę.
I...
Chłopak od gitary.
Serce zabiło mocniej. Ale szybko się otrząsnęła. Kiedyś jej nie chciał. Nie pozwoli się kolejny raz zranić. Nie ma mowy.
On proponuje przyjaźń.
Czysto? Bez tanich podchodów? Czemu nie. Miała doświadczenie w przyjaźniach damsko-męskich i wiedziała, że są możliwe.
Ok. Przyjaźń.
Tym razem chłopak od gitary nie odpuścił. Pisał. Dzwonił. Był.
Rejs. Sztorm. Szalona, nieprzespana noc.Tony wody, świst wiatru.Coraz większe fale.Strach.
Dlaczego nie miała fartucha sztormowego? Brakło. Górna koja. Mocno trzymała się, żeby nie spaść.
Sekunda snu. Łomot, pogruchotane plecy, i... miękkie lądowanie w koi chłopaka od gitary...
Tanie zakończenie czy przeznaczenie?
Do dziś się z tego śmieją.
Koję zamienili na sypialnię. Łajbę na dom na Wichrowym Wzgórzu, a załogę na trójkę dzieci, psa i kota.
A ona dopiero przy nim wie czym jest prawdziwa miłość.
Taka oto historia z przeszłości :)
o matko! przecież znam tę historię bardzo dobrze! byłam w tle przy roztrzaskanym sercu i przy zakochanym hiszpanie, przy pierwszej i drugiej bałtyckiej wyprawie, przy całej historii długowłosego chłopca z gitarą....moje serce przeżywało razem z Tobą te wszystkie emocje....dziś przeczytałam to ,co napisałaś i wzruszyłam się do łez....jak dobrze ,że on Cię wtedy znalazł...jak dobrze,ze był ten sztorm i ,ze wpadłaś do tej koi,jak dobrze że był ślub i cudne dzieci....to musiało przecież tak być! musiało,bo przecież jesteście dla siebie stworzeni! jesteście bez wątpienia dwoma połówkami tego samego jabłka....i moje serce takie spokojne...wreszcie...❤kocham Was!
OdpowiedzUsuńBardzo ładna historia. I z prawdziwie szczęśliwym zakończeniem.
OdpowiedzUsuńPiękna historia, prawdziwa i szczęśliwa. Cudnie się to czytało, dziękuję za tą lekturę ;)
OdpowiedzUsuńPiękna historia i bardzo fajnie się czytało :) Wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńCzytałam normalnie z napięciem!
OdpowiedzUsuńJakie wspaniałe zakończenie!!!
Cudowni jesteście :)
Bardzo mnie cieszą Wasze słowa. Dziękuję za nie :))))
Usuń