Dziś sprawa jest prosta. Ulubiony kolor... U mnie to hasło wywołuje lawinę myśli i obrazów. Wspomnień i marzeń...
Uwielbiam myśleć w moim ulubionym kolorze. Uwielbiam patrzeć na mój ulubiony kolor. Czasem myślę, że mam obsesję, że mogłabym zatopić się w nim i żyć w takiej bańce, że mogłabym go jeść, gryźć albo lizać... Choć na widok lodów smerfowych robi mi się niedobrze :) Kto już wie? Chyba wszyscy. Ci co mnie znają wiedzą bez gadania, że jestem rozmiłowana w niebie i wodzie. Uwielbiam całą paletę tych kolorów. Od granatu do turkusu. Z domieszką zieleni lub szarości? A jakże!
Nie wiem skąd we mnie ten niebieski zew, ale mam to od lat i nie mija, bez względu na to ile niebieskości mnie otacza. Nie mogę mu się oprzeć...
Chyba zbędna jest wszelka dodatkowa treść w tym poście... Wystarczy po prostu patrzeć...
Zdjęcie poniżej i powyżej zostało zrobione u nas przed burzą. Dokładnie wczoraj :)
Z jednego z rejsów
Wiosna czy lato? :)
Mogłabym tak bez końca, ale niestety nie mam dostępu do swojego dysku, bo leży biedak poszatkowany i czeka aż mąż informatyk się zlituje ;). Zdjęcia zatem wrzucam te, do których mogę się dostać.
A Wasze kolory? Jak na Was działają?