Czy jestem egoistką? Nie wiem. Może powinnam zapytać siebie inaczej. Czy potrafię być egoistką? No właśnie, kwestia jest zasadnicza, bo być, a bywać to dwie różne rzeczy. Kiedyś byłam przekonana o tym, że egoizm jest bezwzględnie zły...
Dziś wiem, że każdy człowiek dla zachowania higieny psychicznej powinien czasem być egoistą. Do wniosków tych pozwoliła mi dojść obserwacja dwóch bliskich mi kobiet. Mamy i Teściowej. Obie wychowane w przekonaniu, że najpierw trzeba zrobić dobrze całemu światu, potem reszcie, na końcu pozostałym, a sobie wcale. Nie wiem jak to możliwe, bo obie są mądrymi, wykształconymi babkami w średnim wieku. Można by więc oczekiwać, że samoświadomość takich osób będzie na tyle silna i rozwinięta, że pozwoli im dostrzec ten absurd i się go pozbyć. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Nie są w stanie pomyśleć o sobie i o swoich potrzebach, a kiedy już coś je do tego zmusi, mają poczucie winy.
Dziś wiem, że każdy człowiek dla zachowania higieny psychicznej powinien czasem być egoistą. Do wniosków tych pozwoliła mi dojść obserwacja dwóch bliskich mi kobiet. Mamy i Teściowej. Obie wychowane w przekonaniu, że najpierw trzeba zrobić dobrze całemu światu, potem reszcie, na końcu pozostałym, a sobie wcale. Nie wiem jak to możliwe, bo obie są mądrymi, wykształconymi babkami w średnim wieku. Można by więc oczekiwać, że samoświadomość takich osób będzie na tyle silna i rozwinięta, że pozwoli im dostrzec ten absurd i się go pozbyć. Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Nie są w stanie pomyśleć o sobie i o swoich potrzebach, a kiedy już coś je do tego zmusi, mają poczucie winy.
Ktoś powie - chore. A jakże! Chore i wyniszczające. Człowiek musi mieć w głowie zakładkę o nazwie "JA". Brak tej zakładki jest zabójczy.
Dlatego ja, pomimo, że mam na stanie trójkę dzieci, męża, kota, psa i duży ogród, który wymaga wciąż ogromnej pracy, staram się CODZIENNIE mieć chwilę dla siebie. Nie jest to łatwe. Czasem zdarza mi się zasnąć zanim ona nadejdzie. Co robię wtedy? A nic! Pozwalam sobie na ten sen, bo najwyraźniej tego właśnie potrzebowałam JA. Wiąże się to z tym, że czasem zostawię nie załadowaną zmywarkę, albo nie ogarnę domu z codziennego bajzlu, czy nie nastawię prania. TRUDNO. Świat od tego nie zginie, a ja wstanę rano pełna energii i ogarnę to wszystko w minutę :)
Fakt faktem, trzeba najpierw spełnić pewne warunki, np. zapewnić sobie WOLNY WIECZÓR. Niemożliwe? Usłyszałam kiedyś, że dziecko powinno spać tyle, aby rano samo budziło się do szkoły czy przedszkola. Przypomniało mi się wtedy jak nie znosiłam wstawania jako dziecko. W związku z tym nasze dzieci chodzą spać około 20. Wstają rano wyspane i szczęśliwe, a wieczór wolny :)
Nie ukrywam też, że mam męża, który mi to ułatwia. Jest odpowiedzialny. Wie, że dzieci i dom należą również do niego. Wie, że on też przyczynia się do bałaganu, więc na moją prośbę, bez zbędnego sprzeciwu, po prostu mi pomaga. Stanowimy dobrany duet. I tak jak on ułatwia mi posiadanie mojej zakładki, tak samo ja ułatwiam to jemu.
Nie chcę przez to powiedzieć, że gdyby nie on, nie miałabym chwili dla siebie. Znalazłabym sposób na to by ją mieć. Wiem jakie to ważne. Nie mam też na celu lekceważenia innych ludzi i ich potrzeb, olewania i udawania, że ich nie ma. To podobna skrajność jak lekceważenie siebie.
W mojej skromnej opinii nie da się jednak być spełnionym i szczęśliwym człowiekiem nie myśląc o sobie i swoich potrzebach. Do czego to prowadzi? A no do tego, że ZAWSZE w którymś momencie nadejdzie poczucie krzywdy i niespełnienia, niedocenienia i frustracji. To są straszne, destrukcyjne emocje, z którymi zwłaszcza po wielu, wielu latach cholernie trudno sobie poradzić.
Ratunkiem mogą być wspominane w tytule MIKROMOMENTY. Tak ja sobie nazwałam chwile, które wyrywam dla siebie. Bo to na serio są mikromomenty. Chwile, a właściwe chwilki, na to na co mam akurat największą ochotę. Na książkę, na szydełko, na maszynę, na pobuszowanie w sieci, na naukę (bo odkąd skończyłam szkołę lubię się uczyć :), na film, na pogaduchy przez telefon, na męża ;) na leżenie i liczenie much na suficie, czy co mi tam jeszcze przyjdzie do głowy. To mnie uzdrawia. Rozładowuje moje emocje i daje siłę. Te momenty są jak puzzle, którymi uzupełniam dziury w układance. Dzięki nim odzyskuję równowagę i spokój. Oddycham głęboko.
Jeśli więc spojrzymy z tej strony na sprawę, to tak, jestem egoistką :)
Nie rezygnujcie ze swoich mikromomentów. Nie pozwólcie pożreć się światu i wmówić, że należy się złożyć na ołtarzu OBOWIĄZKÓW I POWINNOŚCI.
masz rację córko,ja już tak chyba będę mieć do śmierci,ale Ty jeszcze masz szansę:)
OdpowiedzUsuńNo staram się jak mogę, żeby przerwać ten zaklęty krąg :)
UsuńMożna by stwierdzić, że jeśli chcemy komuś przekazać pozytywną energię (czyt. coś dać), to musimy najpierw ją mieć w sobie. Idąc dalej tym tropem, to ładujemy baterie o pozytywnej polaryzacji i/lub rozładowujemy te negatywne właśnie podczas tych, jak to nazwałaś, mikromomentów (lub makro, ale to już chyba zależy od tego ile mamy wolnego czasu ;-) ) A jeśli z tego zrezygnujemy, to czujemy się wypaleni i co takiego możemy dać innym?
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie, to chyba każdy z nas jest egoistą, nawet skrajny altruista. Ten drugi pomagając innym robi to w pewnym sensie (albo przede wszystkim) dla siebie, bo czuje się dzięki temu lepiej.
Dokładnie to miałam na myśli. Żeby dobrze żyć musimy zadbać o siebie i basta :D
UsuńSkąd to znam...moja mama i teściowa kropka w kropkę. Ja staram się jak Ty o te momenty, ale poczucie winy jeszcze mi towarzyszy...
OdpowiedzUsuńJak to jest, że mamy je wdrukowane z dziada pradziada? Masakra...
UsuńMikromomenty... Fajna nazwa, od dziś będzie funkcjonować i u mnie w głowie. Drobne przyjemności, dobrze umieć je doceniać.
OdpowiedzUsuńBez nich byłoby mi bardzo smutno czasami, bo przytłoczenie obowiązkami i ciągłymi powinnościami bywa powodem słabego samopoczucia :) na szczęście, mamy interenty i możemy się wspierać w egoizmie :D
Usuń