No i skoro mania pieczenia, to na chlebie poprzestać nie mogę. Są i ciasteczka. Ciasteczka, chyba je powinnam nazwać "na oko", bo wszystkiego daję na oko. Co mam to wrzucam do michy. Oczywiście warunek konieczny to pełnoziarnistość :), a zatem lecą po kolei otręby wszelkie, pszenne, żytnie, owsiane. Jakie się znajdą, a zawsze się jakieś znajdą. Potem bakalie, które dadzą słodkość, śliwki, daktyle, figi i nasza ukochana żurawinka. Do tego niestety musi być jakiś tłuszczyk, bo się nie zlepi. Ja daję też jajka. I tu też różnie. Jak ciastek ma być dużo to trzy, jak mniej to jedno lub dwa. Dziś trochę dosłodziłam, ale uwaga, stewią (dzięki za inspirację sis :). No i na koniec, w razie potrzeby, dolewam wody, żeby się wytworzyła większa kleistość. Mieszam, lepię kulki, spłaszczam, i na pergaminie, podobnie jak chleb, na dwie blachy, góra i dół, na 10-15 minut.
Słowo daję, pycha :) polecam spróbować. Dla mnie osobiście stały się hitem śniadaniowym. Z poranną kawą - bajka.
A tak oto prezentują się w trakcie procesu produkcyjnego :)
|
Bakalie przed... |
|
i po posiekaniu |
|
Ziarenka... |
|
I do michy! |
|
A tak już na talerzyku, gotowe do pałaszowania |
|
Wszyscy je uwielbiamy :) |
SMACZNEGO!
ja też:)
OdpowiedzUsuń