czwartek, 6 marca 2014

O tym jak mnie dobre Anioły wyciągają z przygnębienia :)

Chyba dopadło mnie przesilenie wiosenne. Mam w sobie jakąś obezwładniającą niemoc. Niemoc wszelką należy podkreślić. Na każdym małym poletku - praca, dom, blog, maszyna, samopoczucie. Brrr.....
Nie mam na nic ochoty. Nawet do napisania posta na blogu zabierałam się jak pies do jeża... Najchętniej zaszyłabym się pod kocem w jakiejś cichej norce. No cóż...każdy miewa słabsze okresy, a skoro nie mogę sobie pozwolić na siedzenie w norce, postanowiłam niemoc przegonić i pomimo skradającego się za plecami choróbska, wstać i działać :) Zwłaszcza, że pojawiła się miła motywacja, ponieważ okazało się, że moje anielice ucieszyły nieco szerszym zainteresowaniem niż tylko moje i wspierającej rodziny ;) To miłe :)
Zrobiłam więc kilka przysiadów i skłonów, żeby dotlenić zastałe mózgowie i jestem z powrotem.
Skoro więc anielice i lalki zmobilizowały mnie do strzepnięcia z siebie kurzu, to niech będzie o nich. Skąd się wzięła Tilda w moim życiu, już wiadomo, bo było o tym. A jak ktoś nie wie to polecam ten post. Gdy zaczynałam je szyć, nie podejrzewałam, że kiedykolwiek znajdą jakąś szerszą publikę. Tymczasem dotarły do mnie ostatnio sygnały, że anioły się podobają nie tylko rodzinie ;) Jakie to miłe...
Dziś robię zatem krótkie podsumowanie moich lalkowych i aniołowych zmagań z maszyną. Niestety nie mam zdjęć wszystkich lalek i aniołów, bo w tamtym czasie nie śniło mi się nawet, że będę pisać bloga. Zdjęcia, które mam z szyciowych początków też nie zachwycają, bo były robione głównie na pamiątkę, żeby po prostu został ślad. Zupełnie nie myślałam wtedy o tym, że będą mi potrzebne w innych celach.
Tak wyglądają od najstarszych do najmłodszych, bez tych których nie mam na zdjęciach i bez tych, które są  od dziś w trakcie produkcji ;)

Ida zamieszkała na stałe u mojej siostry 


Matylda, która jedzie do pewnej malutkiej księżniczki 

Mikołaj z workiem prezentów

 Mój pierwszy Anioł, uszyty dla mojej Mamy, która była w owym czasie w szpitalu

Lalki dla moich dziewczynek. Nadal żyją, ale są już trochę wymemłane, dlatego zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia

Anielica, która ostatecznie powędrowała do Mamy 

4 komentarze :

  1. Lalki wyszły Ci świetnie. Życzę zdrówka!
    Pozdrawiam !! kasiaathome.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kasiu za miłe słowa. A zdrowie bardzo się przyda, bo jak nie wróci to nie zdążę z ogródkiem przed latem ;)

      Usuń

Ogromnie mnie ucieszy jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :)