środa, 30 października 2013

Jesień odważnie stawia kroki

Lato zamknięte kluczem ptaków
Zostawia tylko swe wspomnienia
Jesień odważnie stawia kroki
Zaczyna mgłami dyszeć ziemia ...


No tak...Tak jak przypuszczałam, blog pokrył się gruba warstwą kurzu. Nie miałam ostatnio czasu wcale, a jak na złość, myśli i obrazów do przelania na...he he, nie na papier, na ekran powiedzmy, mnóstwo. I tak, po tych wszystkich przymusowo niepłodnych blogowo dniach, siadam dziś do komputera, żeby pisać o tym, że nie pisałam :) Tyle się ostatnio wydarzyło małych cudownych rzeczy, że chcąc je wszystkie wspomnieć musiałabym pisać do jutra, a post miałby kilometr.
Zacznę więc od tego co jakby oczywiste. Nadeszła jesień. Jest taka łaskawa w tym roku. Kiedyś mi się wydawało, że nie lubię jesieni, a dziś nie mogłabym bez niej żyć. Uwielbiam wszystkie jej oblicza, wyciszenie jakie przynosi po rozszalałym lecie, kolory, deszcz, mgły, wiatr, który na naszym wichrowym wzgórzu gwiżdże w każdej szczelinie. Pogodę, która w jednej chwili dnia daje nam to:


 a już chwilę później to:
i to:
 aż dzieci pogubiły zabawki :)


Kocham pracę w ogrodzie jesienią. Tyle jest do zrobienia, o tylu rzeczach trzeba pomyśleć, o tyle roślin zadbać. Tyle przyjemności daje zbieranie ostatnich warzywniakowych plonów. Patrzyłam tak ostatnio na moje skarby, marchewkę, selery, por, które pieczołowicie przygotowywałam do przeżycia kilku miesięcy w piwnicy, i świadomość, że oto moja ziemia mnie karmi, była dla mnie czymś niesamowitym. Kilka miesięcy spulchniania, plewienia i podlewania i z milimetrowych ziarenek powstały zapasy na całą niemal zimę. No cud i koniec :)
A z innej bajki, ale równie cudownej - spacerowaliśmy ostatnio po lesie. Postanowiliśmy się wybrać na przechadzkę w poszukiwaniu ostatnich grzybków. Niestety grzybków były sztuk dwie, więc zostawiliśmy je w lesie na chwałę Panu i leśnym ludkom :) Nie mogliśmy jednak wrócić z pustym koszykiem. Nazbierałyśmy więc z H. całą masę pięknych kolorowych liści, z zamiarem stworzenia czegoś wiekopomnego. I tak, po powrocie, liście wylądowały na środku podłogi w saloonie, żeby łatwiej było wybierać te najpiękniejsze i wspólnie stworzyłyśmy sporych rozmiarów jesienny obraz przedstawiający (jakby ktoś nie zrozumiał co autor miał na myśli) rodzinę z psem na jesiennym spacerze :) Oto króciutka fotorelacja z tego wydarzenia:



Piesek wyszedł co prawda do góry nogami, ale tak miało być ;)
Dzieło ostatecznie jest faktycznie wiekopomne, bo dziecię me, oszołomione rezultatem swych zmagań z już martwą naturą, zaniosło pracę do przedszkola, gdzie pani powiesiła je na drzwiach wejściowych :) brawo!
Życzę wszystkim takiej pięknej jesieni.




4 komentarze :

  1. Wczoraj dwukrotnie próbowałam skomentować wpis przez iphona, jak widać technologia zawiodła.
    Początek niezmiennie kojarzy się z dzieciństwem w beskidach i wzrusza też niezmiennie, a reszta jak zwykle przeurocza i aż żal, że się kończy. Jestem dumna z mojej siostry blogerki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. się wzięłam i zarumieniłam :) dzięki sis :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli pogodę macie iście angielską :) Pozdrawiamy z równie zmiennego Halifaxu.
    Michał i Mira :)

    OdpowiedzUsuń
  4. a dziś jest tak pęknie, że idę na dwór z dzieciakami sprzed tego okropnego komputera :) dziękuję za komentarz :)

    OdpowiedzUsuń

Ogromnie mnie ucieszy jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :)