poniedziałek, 9 września 2013

jesienna zaduma

Dziś jesień pełną gębą:



Czuć ją w powietrzu, nadchodzi wielkimi krokami. Jeszcze ciepło, nawet pomimo deszczu było dziś bardzo przyjemnie. Miałam nadzieję, że dzieciaki wyjdą się ucieszyć błotkiem, ale niestety pierwszy tydzień w przedszkolu zaowocował lekkim przeziębieniem, więc o ciapaniu nie mogło być mowy...


A mnie jakaś melancholia ogarnęła. Ale to chyba nie tylko zasługa pogody. Przyczyniło się do tego też kilka zaistniałych faktów. Między innymi przeczytany na dzielnicy rodzica artykuł. Jakiś czas temu zaczęliśmy się zastanawiać z P. nad domową edukacją naszych dziewczyn, właśnie między innymi z powodów opisanych przez autorkę. 

Przez pół życia otaczała mnie wszechobecna bylejakość. Mieszkałam w byle jakim mieście, miałam do czynienia (oczywiście z błogosławionymi wyjątkami) z byle jakimi ludźmi, nauczycielami... Dlatego, co uświadomiłam sobie już jako dorosły człowiek, ciągnęło mnie zawsze do przeróżnych "indywiduów" :) Czułam niemal owczy pęd do miejsc i ludzi, którzy byli wyraziści. Stąd zapewne pragnienie robienia w życiu wyrazistych rzeczy. Stąd moje marzenia, np. o żeglowaniu po morzu, stąd takie a nie inne studia, stąd potrzeba tworzenia, stąd całe mnóstwo pomysłów. Zrealizowanych i niezrealizowanych. Ujawnionych i takich, które pozostają póki co tylko w mojej głowie. 

Stąd też próby dotarcia do własnej tożsamości, przełamania pewnych schematów. Nie po to, żeby coś komuś udowadniać, tylko po to, żeby nie być bezkształtną masą, odbitym w lustrze szarym ludzikiem, który myśli według "klucza", kieruje się tylko zaszczepioną a nie własną intuicją...Długo bym tak mogła. I bynajmniej nie chodzi mi o negowanie tego kim i czym jestem. A nie mam złudzeń, że przesiąkam na wskroś wszystkim co mnie otacza. Nie jestem wyizolowaną jednostką żyjącą w wyizolowanym układzie.  Jednak abym mogła w pełni korzystać z tego co zostało mi dane, np. przez pokolenia moich przodków, musiałam dotrzeć do tego kim naprawdę jestem. 

Ten proces jest jak reakcja atomowa, raz rozpoczęty jest nie do zatrzymania. Jest jak machina pchająca człowieka do ciągłego odkrywania i poznawania drzemiących w nim demonów. I to jest w tym wszystkim zachwycające, że będąc tkanką powstałą z lat, a nawet wieków tradycji, mieniącą się tyloma kolorami, że przy odrobinie nieuwagi zlewającymi się w szarość, człowiek jest wyjątkowy. Tylko musi o tym wiedzieć...
Dobranoc

8 komentarzy :

  1. Cokolwiek piszesz na tym blogu - czyta się fatalnie. To wina czcionki. takiej nie używa się w komunikacji. Pozdrawiam, Aska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złamałaś mi serce ;) ale wezmę pod uwagę to o czym piszesz.

      Usuń
  2. Dobrze że koncówka napawa optymizmem ;) inaczej byloby kiepsko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie stąd ta refleksja, że kiedyś było kiepsko, ale już na szczęście nie jest :)

      Usuń
  3. a mnie sie czyta swietnie :) ale czcionka do wymiany, to fakt :) Iza Z.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do Anonima. Kiepsko, nie w sensie, że tekst jest kiepski. Moim zdaniem jest świetny, zarówno forma jak i treść. Bardzo osobisty. "Kiepsko" miało znaczyć, że sporo tu czarnych myśli, ale na szczęście uciekły do lasu z obrazka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem, serio.
    My z mężem troszkę jesteśmy takimi odmieńcami, odludkami, można powiedzieć zamkniętymi w sobie :-) bardzo bym chciała być bardziej wyrazista, w taki dobry, radosny, dający do myślenia sposób. Realizować bez obaw swoje pragnienia, żyć bez zastanawiania się, jak jestem oceniana. Za bardzo na razie wiążą mnie różne demony i niechęć do wychylania się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trudny temat. Ja też ciągle jeszcze zmagam się z brakiem odwagi, choć nawet moja mama określiła mnie ostatnio mianem "kontrowersyjnej" ;)

      Usuń

Ogromnie mnie ucieszy jeśli pozostawisz po sobie ślad w postaci komentarza :)