niedziela, 25 sierpnia 2013

DIY - Jak samodzielnie przemalować stół

Jak już pisałam, mnóstwo rzeczy robimy sami. Nie chodzi tylko o budowę samego budynku czy uzdatnianie działki, żeby nie była pasmem zabójczych pułapek pobudowlanych. Dotyczy to również naszych wnętrz. Mam całą stertę przedmiotów (mebli, półek i innych, kupionych, dostanych lub wynalezionych na jakimś cmentarzysku rupieci), które czekają na nowe "ubranko". Tak więc malujemy, szlifujemy, wiercimy, kleimy, szyjemy...
I powstają ciekawe, nowe przedmioty, dopasowane do naszych potrzeb i wyobrażenia o fajnym domu.
Tak jest np. ze stołem.

Goście w ogrodzie

Odkąd mamy własny ogród, oswajam różne stwory, które wcześniej jawiły mi się jako rogate bestie.
Ostatnio podczas podeszczowego obchodu moich grządek spotkałam zwierza, którego jeszcze nigdy nie miałam sposobności obserwować z tak niewielkiej odległości. Ropucha, bo o niej mowa, zlekceważyła mnie całkowicie :) Nie bała się, nie uciekała. Łypała raz jednym okiem raz drugim i spokojnie patrzyła mi prosto w twarz. Ładna była. Kurcze, nie sądziłam, że kiedyś to powiem :) Ropucha jak dotąd była dla mnie bohaterką baśni o Calineczce i matką wstrętnego syna, który mówił "brekekeks" na widok ślicznej dziewuszki. Strasznie mnie to śmieszy nawiasem mówiąc.
A tu nagle zawitała w nasze progi. Obeszłam ją na palcach, zrobiwszy uprzednio parę zdjęć, bo ponoć jest pożyteczna w ogrodzie. Dzielę się więc zapisanym na karcie portretem naszego ogrodowego gościa:


słońce w słoikach

To tytuł całkiem fajnej książki, która przed laty wpadła mi w ręce. Oczywiście książki nie fabularnej (pomimo podobieństwa tytułowego słońca z różnymi popularnymi bestselerami), a kulinarnej, a konkretnie o przetworach.
Przetwarzać uwielbiam. W tym roku niestety, z powodu natłoku spraw poważnych i ciągłego braku czasu, jeszcze nic nie zagościło na piwnicznych półeczkach. Do dziś :)
Bo dziś zrobiłam kiszone ogórasy z mojego ulubionego przepisu, który niczym się nie różni od pozostałych, poza tym, że solankę robi się z wrzątku. Ot, i cała tajemnica. Na górze listki, a że nigdy nie mogę się zdecydować czy wiśniowe, czy dębowe, czy chrzanowe, więc daje po jednym z każdej roślinki. Mam nadzieję, że będą takie pyszne jak te ubiegłego roku :)
A tu kilka fotek ku pamięci:
 Moc aromatu
                                                                      Pomalutku...
 I pyk, dwadzieścia słoiczków. Mniam :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Nasz Dom

Nasz domek jest średniakiem. Ma prostą bryłę i nieskomplikowany układ pomieszczeń.
Uwielbiamy drewno. Zwłaszcza ja. Dla mnie drewno samo w sobie jest niedoścignioną formą doskonałości.
Kocham się nim otaczać, nie musi być gładkie i pociągnięte dziesięcioma warstwami lakieru. Lubię jego zapach i fakturę. Dlatego w naszym domu jest duuużo drewna. Podłogi i blaty są olejowane, dzięki temu uzyskaliśmy efekt surowości, o jaki nam chodziło. Drewno na podłodze jest na całym dole poza łazienką. Choć właśnie powolutku zaczynamy myśleć nad górną i chyba będzie z drewnianą podłogą.
Bardzo wiele inspiracji czerpiemy od Skandynawów oraz od szeroko pojętej wsi. Marzy nam się stworzenie domu tylko naszego. Wierzę, że się uda choćby tylko dlatego, że prawie wszystko robimy sami. Trochę ze względów finansowych, a trochę dlatego, że rzeczy, które sobie wymyślamy albo jeszcze nikt w naszym zasięgu nie stworzył, albo osiągają absurdalne ceny, nie do przeskoczenia dla zwykłego śmiertelnika.  Idzie to wolno, bo w międzyczasie trzeba jeszcze na te marzenia zarobić, ale wciąż do przodu. Poza tym jak się spojrzy nam dom, który wyszedł spod własnych rąk to czasem można oszaleć z dumy i szczęścia, że mieszka się w miejscu z własnych marzeń i snów :)))

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Po wytężonym weekendzie przyszedł czas na wytężony dzień pracy :)
Tyle było planów. Tyle mieliśmy zrobić na naszym wichrowym wzgórzu, ale pogoda była taka...mmm...całkiem nie do roboty.
No i leniuchowaliśmy w gronie własnym oraz nam najbliższych. Bardzo było przyjemnie spędzić trochę czasu na nicnierobieniu. Choć po krótkim namyśle (między kropką, a spacją) dochodzę do wniosku, że to jednak nie było nicnierobienie, bo skończyliśmy długi weekend bardzo zmęczeni. No cóż, z małymi dziećmi leżenie na leżaku i sączenie drinka z palemką nam raczej nie grozi, za to aktywny wypoczynek mamy gratis w każdej wolnej chwili.
Dziś, poniedziałkowy poranek przywitał mnie nawałem spraw. Eh...
Ale uśmiecham się, bo część z nich, śmiem domniemywać, przybliża mnie do pewnego celu...

niedziela, 18 sierpnia 2013

już prawie było idealnie

He he, prawie. Ale siostra zwróciła mi uwagę, że blog powinien być przejrzysty dla czytelnika, a nie tylko dla autora :) No ja lubię jak się coś intensywnego dzieje w sferze interfejsu, taka już jestem pomylona, ale może większość lubi czarno na białym. Powróciłam zatem na stronę projektowania (choć to za dużo powiedziane, bo to raczej skakanie po szablonach ;) i zaczęłam od nowa tworzyć wygląd MOJEGO bloga. Nie wiem ile razy się on jeszcze zmieni zanim osiągnę ostateczną harmonię pomiędzy potencjalną potrzebą czytelnika (bo nikt oprócz rodziny mnie jeszcze nie czyta jak sądzę), a swoim wyobrażeniem. Póki co ma w sobie kilka elementów, które być muszą. Kolory oscylujące wokół szeroko pojętej wody i nieba, oraz moje ukochane czcionki.
Ciekawe co sobie pomyślę jak wrócę do tego posta za powiedzmy rok...

PS. Wiem, że ten post jest w zasadzie o niczym, ale nie będę szukała dla siebie usprawiedliwień. Lubię czasem i o niczym podywagować.
Dobranoc

czwartek, 15 sierpnia 2013

Święto Darów Ziemi


No właśnie, Święto Darów Ziemi.
Dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. I był. 

środa, 14 sierpnia 2013

pierwszy poranek blogerki :)

Zafascynowała mnie blogowa maszyneria :) trochę się nie mogłam połapać na początku. Nadal mam wrażenie, że jestem dzieckiem we mgle, ale! jestem dociekliwa...siedziałam pół nocy przy komputerze i chyba zaczynam oswajać tą bestię :) ale nie o tym chciałam...

Chciałam o tym jaki piękny poranek mnie dziś przywitał. Słońce, rześkie powietrze schłodzone nocą, widok mojego pachnącego warzywniaka, z wielkimi słonecznikowymi głowami spoglądającymi na resztę z góry. Lekki wiaterek, co na moim wichrowym wzgórzu nieczęste i skowronki nad głową, a jak okiem sięgnąć złoto sierpniowych pól...
Niby niewiele, ale dla mnie to esencja.
Żyć się chce!


wtorek, 13 sierpnia 2013

przełamałam się

Moja mama powiedziała mi kiedyś, że mam w głowie tyle przemyśleń, wniosków i pomysłów, że zamiast "zamęczać" bliskich, powinnam napisać książkę. Długo się nad tym zastanawiałam, ale nie potrafiłabym zmieścić siebie na określonej ilości stron. Musiałabym napisać kilka książek :) Długo też byłam przekonana, że blog to nie dla mnie, choć prawdę powiedziawszy nie wiem skąd mi się to wzięło.
W końcu nadeszła dzisiejsza noc i błysk, że kurcze, czemu nie? No i jest. Moje wichrowe wzgórze.
Nie będzie to blog jednorodny, bo za dużo we mnie demonów... Będzie pewnie trochę wynurzeń, trochę pomysłów na mój wiejsko-skandynawski dom, który jeszcze długo będzie w fazie tworzenia, na pewno wkradnie się maszyna do szycia i to co pomoże mi wyczarować, ogród warzywny i kwiatowy, drewno... A reszta...czas pokaże.